Dla polityków wszystkich opcji byłoby najlepiej, gdyby wysłuchali niezadowolonych obywateli, a nie traktowali ich gazem łzawiącym
Nie panikujmy. Chociaż piszę to z lekko piekącymi oczami. Po wydarzeniach z Mariboru i Lublany na pewno nie jestem jedyny. Nie zrobiłem niczego niezgodnego z prawem, niebezpiecznego czy zahaczającego o terroryzm. Po prostu w piątkowy wieczór spacerowałem po centrum mojego miasta, jak to robiłem już wiele razy i jak to robią wolni ludzie.
Gaz łzawiący, którym władza tak zwinnie rzuca w zwykłych obywateli, nie w żadnych terrorystów czy w łobuzów słoweńskich miast, denerwująco piecze. Sprawdziłem. Takie to czasy. Jednocześnie daje to tłumom do myślenia. Do tej pory władza była na tyle inteligenta, że nie sięgała po tak skrajne środki. Co więcej, nawet w szarych latach 80., kiedy późną wiosną 1988 roku staliśmy na ulicy Roškiej w Lublanie i domagaliśmy się uwolnienia Janeza Janšy i jego towarzyszy, ze strony wrogiej armii jugosłowiańskiej nie poleciał na nas ani jeden gaz łzawiący. Nawet armatki wodne nie były potrzebne, teraz zaś, w demokracji, stają się one mokrymi marzeniami każdego policjanta, ministra czy ministry.
I aż do czasu demonstracji w Mariborze nie było wcześniej w żadnym dowolnym miejscu wiszącego nisko, groźnego, ryczącego policyjnego helikoptera, który by z włączonymi reflektorami, przypominał tłumom ludzkich mrówek na ziemi, że jakikolwiek opór będzie skazany na niepowodzenie. Ale ludzie już to wszystko przejrzeli. W ogóle się nie boją. Nawet wtedy, gdy widzą zamówionych gwałtownych prowokatorów, którzy próbowali zmienić oblicze pokojowego wiecu w stolicy. Policjanci na ziemi, ci "robocopi", odegrali w Lublanie pozytywną rolę, prawdopodobnie nauczeni czegoś na mariborskich doświadczeniach.
Nawdychaliśmy się Styrii i w centrum Słowenii gazu łzawiącego, wypłacanego nam z budżetu. Bardzo demokratycznie. Tylko niech ktoś znowu nie uprawia demagogii - według zasady dziel i rządź - jak to wschodnia Słowenia jest wykorzystywana przez zachodnią. Właściwie lublańczykom przyszli pomóc nawet Styryjczycy.
Mamy już wyraźnie dość każdej polityki. I prawej, i lewej. Pokojowy wiec na Placu Kongresowym wygwizdałby każdego, kto chciałby wykorzystać go do swojej promocji.
Zwłaszcza teraz, kiedy na uderzenie kryzysu jesteśmy narażeni właściwie wszyscy. A jak mówią prognozy ekonomiczne, przyszły rok będzie jeszcze gorszy. Zagmatwana polityka gospodarcza ostatniego dziesięciolecia spowodowała spadek poziomu życia. Najbardziej dotyka to młodych, niezadowolenie z funkcjonowania państwa prawa i zubożania państwa opiekuńczego zaś zwiększają presje społeczną.
Dla polityków wszystkich opcji byłoby najlepiej, gdyby teraz uniżenie wysłuchali niezadowolonych ludzi i wyciągnęli z niego nauczkę. Oczywiście jeśli są w stanie coś takiego zrobić. Z pewnością rzucanie gazem łzawiącym po Słowenii sprowadzi to wszystko do ślepego zaułka.